Postanowiłam stworzyć małą serię wpisów o głuchych psach i ich wspaniałych właścicielach 🙂 W końcu staramy się pokazać,że z głuchym psem da się żyć ! Więc dziś przedstawię Wam Natalię – świetną dziewczynę (której nie zraziło 5 milionów pytań) o wielkim sercu oraz jej amstaffkę Zibi – sunię po przejściach która mimo wszystko cieszy się życiem.
Kilka informacji o dziewczynach 🙂
Moja Zibi, mieszaniec amstaffa ma ok. 7 lat. Jest głucha, przechodziła wcześniej udary, ma krzywą mordę po porażeniu mięśnia twarzowego, a kilka dni temu zdiagnozowano u niej chore serce. Mimo to, jest wesołą, przyjazną psiną, po której nie widać żadnych chorób i złych doświadczeń.
Trafiła do mnie w czerwcu zeszłego roku. Adoptowałam ją z Fundacji Niechciane i Zapomniane w Łodzi. Przebywała tam już kilka lat i miała za sobą nieudane adopcje. Kilka lat temu została adoptowana przez ludzi z Krakowa. Po roku znowu została porzucona i trafiła na ulicę, a następnie do schroniska w Krakowie. Fundacja NiZ oczywiście odebrała ją, otoczyła ponownie opieką i zaczęła szukać domu. Rok temu Zibi znów przeżyła ogromne rozczarowanie, kiedy po jednym dniu w nowym domu wróciła do boksu w Fundacji. Osowiała suka zaczęła chudnąć, nie chciała wychodzić na spacery, kilka tygodni później – podejrzenie kolejnego udaru. Aż któregoś dnia natrafiłam na jej zdjęcie.
Oczywiście decyzja o adopcji nie była łatwa. Starałam się podejść do tego bardzo odpowiedzialnie. Nie mogło być mowy o ponownym oddaniu psa – Fundacja jasno postawiała sprawę. Mogłaby już tego nie przeżyć. Niesłyszący pies, mieszaniec rasy postrzeganej przez społeczeństwo jako groźna i niebezpieczna, do tego z problemami neurologicznymi wszystko to było dla mnie nową sytuacją. Zibi jednak od pierwszych chwil zdobyła mojej serce. Jej radość na widok człowieka i łagodny charakter sprawiły, że postanowiłam się nią zaopiekować. Zanim ją wzięłam do domu byłam już umówiona na szkolenie. Moje obawy nie były bezpodstawne, ale na szczęście nie sprawdziły się, bo z Zibi nie ma żadnych problemów (poza tymi zdrowotnymi, ale jest pod świetną opieką i na razie nic złego się nie dzieje).

Zibi codziennie jeździ ze mną do pracy. Bardzo to lubi. Przeważnie „pracuje” na zapleczu, gdzie do dyspozycji ma dwie kanapy, fotel i „norę”. Czasem przemknie się do nas, do sklepu i jest wniebowzięta, kiedy spotyka klientów. Do tej pory wszyscy są nią zachwyceni, czasem dostaje mi się od klienta, ze chcę ją zabrać na zaplecze. Zimą drzwi są zamknięte, więc czasem pozwalamy jej się pokrzątać po sklepie i obwąchać wszystkie kąty. Latem musimy bardziej uważać, żeby nie wyszła sama na zewnątrz.
Wcześniej pracowała z nami Holka, która miała posłanie za ladą, a w ciepłe dni wygrzewała się na słońcu przed sklepem. Jednak z głuchą Zibi nie możemy sobie na to pozwolić. Oczywiście chciałaby witać wszystkich klientów, ale myślę, ze kanapa na piętrze jej to świetnie rekompensuje.
Jak trafiłaś na jej ogłoszenie?
Kiedy postanowiłam adoptować psa zaczęłam przeglądać strony internetowe łódzkich fundacji i schroniska. Wiedziałam, że ma być to niemłoda suka, taka, której trudno będzie znaleźć dom. Na facebookowej stronie Fundacji Niechciane i Zapomniane ujrzałam smutną mordkę Zibi, przeczytałam jej historię oraz apel o nowy dom. Po kolejnej nieudanej adopcji suka poddała się. Pojechałam do niej kilka dni później. Odwiedziłam ją chyba jeszcze 2 razy, a po tygodniu była już u mnie.
Początki wspólnego szkolenia?
Zibi miała już umówione spotkanie u szkoleniowca, zanim jeszcze do mnie trafiła. Nie miałam wcześniej głuchego psa i postanowiłam od razu wziąć się do roboty i zbudować z nią dobre relacje. Zibi nie znała komend i była strachliwa. Na szczęście nie przejawiała agresji. Zaczęłyśmy budować więź. Zrobiłyśmy to, na co pozwala praca na lince treningowej: podstawowe komendy na migi, przychodzenie na lekkie szarpnięcie, chodzenie przy nodze itd. Oczywiście wszystko za nagrody. Doszłyśmy do momentu, w którym należałoby zacząć pracować z psem spuszczonym ze smyczy. Tu konieczna była obroża wibrująca. Niestety nie stać mnie na nią na razie. Zibi nie jest typem psa, który sprawdza co chwilę, czy jestem przy niej. Myślę, że bez smyczy mogłaby oddalić się ode mnie za bardzo, przebiec przez ulicę, albo skoczyć na kogoś z radości. Dlatego spacery odbywamy zawsze na długiej smyczy. Jest jednak szczęśliwa, a takie spokoje spacery są też wskazane ze względu na jej słabe serce.
Czy wiesz jak straciła słuch?
Nie wiadomo, kiedy straciła słuch. Na pewno kilka lat temu, raczej nie była to wada wrodzona. Kiedy ją adoptowałam wiedziałam, że jest w pewnym stopniu głucha. Fundacja nie miała środków na drogie badania. Trudno było też stwierdzić, czy Zibi jest całkiem głucha, czy częściowo ponieważ na terenie Fundacji panuje zwykle hałas, szczekanie psów. W takich warunkach nawet zdrowe psy są podekscytowane i często nie zwracają uwagi na przywołanie itd. Po adopcji pojechałyśmy do Wrocławia do Kliniki przy Uniwersytecie Przyrodniczym na badanie słuchu (BEAR) i rezonans magnetyczny. Wynik: głuchota obustronna nieznanego tła. Mogło to być np. nieleczone przewlekłe zapalenie ucha. Mimo, że Pani doktor, która przeprowadzała badania stwierdziła, że głuchota jest całkowita, ja uważam, że Zibi jednak trochę słyszy. Przeważnie oczywiście reaguje np. na drgania powietrza. Ale ja wiem swoje i uważam, że Zibi czasem (jak chce) to słyszy 😉
A jak ludzie reagują na info, że jest głucha?
Nie zauważyłam strachu, ani zdziwienia. Ludzie od razu kochają Zibi i czasem mam wrażenie, że nie słyszą, co mówię, bo ważniejsze jest mizianie, zachwyty i całowanie w nos. Czasem dziwią się, że nie spuszczam jej ze smyczy, wtedy tłumaczę dlaczego i widzę zrozumienie.
Ogólne wrażenia z posiadania głuchego spa? 😉
Do wszystkiego można się bardzo szybko przyzwyczaić. Po kilku miesiącach życia z głuchym psem nie zauważam już tego. Jakoś nauczyłyśmy się siebie i nie przeszkadza mi to zupełnie. Jest nam pewnie łatwiej, bo Zibi to dorosły pies i wariactwa już jej nie w głowie. Ze szczeniakiem musi być trudniej. Jej głuchota nie przeszkadza mi mówić do niej. Myślę nawet, że moje ciągłe zachwyty i wyznania miłości dla słyszącego psa były by nie do zniesienia. 😉 To, czego się najbardziej bałam przed adopcją jest teraz zupełnie bez znaczenia. Oczywiście fajnie byłoby mieć dom z ogródkiem, żeby mogłaby trochę pochodzić luzem, pobawić się piłeczką bez linki plątającej się między łapami. Myślę jednak, że Zibi i tak jest szczęśliwa. A ja nie zamieniłabym jej na żadnego psa na świecie. 🙂
Dziękuję Natalii że zechciała podzielić się z nami swoją historią 🙂 Liczę, że kiedyś uda nam się spotkać 🙂
