Dziś (po małym poślizgu czasowym…) chcę Wam przedstawić Karolinę i jej adoptowaną sunię Tuli. Dziewczyny mimo trudności pracują zawzięcie 🙂 Oto przykład na to,że właściciele głucholców nie zawsze mają łatwo ale dzięki uporowi i miłości można wiele zdziałać!

Kilka informacji o Was i Twoim zwierzyńcu 🙂
Mam na imię Karolina. Jestem ludzką mamą kilku zwierzaków: Tuli – suczka, Kicia – kotka oraz szczurów: dziewczynki – Zuri, Ziva, Małpka, trzy Szczurkieterki (albinoski wyciągnięte z laboratorium, bardzo trudno je rozróżnić! Nie dość, że tak samo wyglądają, to mają prawie identyczne charakterki) i chłopcy: Cziken i Mojo oraz tymczasy. Wszyscy są adoptowani, wykastrowani i, mam nadzieję, szczęśliwi. Staram się pomagać zwierzętom jak mogę-obecnie głównie szczurom. Jestem również mamą, już dorosłej, ludzkiej córki 🙂 oraz feministką.
Jak głucholec do Ciebie trafił?
W marcu 2013 roku musiałam niespodziewanie pożegnać się ze swoją ukochana sunią, Axą – suczka odeszła przez błąd lekarza weterynarii. Wiedziałam, że będę chciała przygarnąć jakiegoś psiaka, ale byłam w takim szoku po stracie Axy, że nie byłam w stanie adoptować jakiejś bidy od razu. Po jakimś czasie zaczęłam zwracać uwagę na ogłoszenia, szczególnie, że jedna ze znajomych wstawia na fejsbuku po kilka ogłoszeń o psiakach do adpocji dziennie. Na początku przeglądałam ogłoszenia o rudych suniach, podobnych do Axy, ale zawsze coś mnie powstrzymywało. Pewnego dnia Alicja wstawiła na swoją tablicę FB ogłoszenie Tuli (która wówczas miała na imię Maja) i coś zaiskrzyło. Miałam ochotę od razu zadzwonić i po nią jechać, ale opanowałam się, bo przyszło mi do głowy, że nie dam rady z głuchym psem, ale nie mogłam przestać o niej myśleć i po kilku dniach zadzwoniłam. Jednak, przed adopcją, chciałam wiedzieć jaka będzie reakcja suczki na kota, ponieważ mam Kicię, która ma kardiomiopatię przerostową i nie chciałam narażać kota na zbyt duży stres.
Wszystko zostało sprawdzone, miało być pięknie. Nie udało załatwić się transportu wtedy, kiedy chciałam, a postanowiłam wziąć sunię jak najszybciej (od momentu mojej decyzji o adopcji, to zabrania suni mineło ok tydzień). Ponieważ pracuję, chciałam zabrać ją kiedy mam kilka dni wolnych. Pojechałam więc pociagiem, z Warszawy do Radomia (suczka była tam w schronisku). I tak, na początku listopada 2014 Tuli zjawiła się u nas w domu. Okazało się, że opiekunowie suni minęli się z prawdą ogłaszając ją: miała mieć 3–4 lata – ma 6; była utuczona – wciąż się odchudza; na kota miała reagować spokojem – zbytnio się ekscytuje; miała dogadywać się z innymi psami – wykazuje do nich agresję. Jedyną prawdziwą informacją było to, że jest głucha. Miała szczęście, że trafiła na mnie, bo ja jej nie oddam- pracujemy razem i mam nadzieję, że będzie ok. Ale wiele psów, przez takie właśnie kłamstwa wydających, wraca z adopcji. Pół biedy, jeśli „nowy” właściciel odda psa, ale pewna część ludzi, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, po prostu wyrzuca zwierzęta. Trochę się rozpisałam, ale tak własnie Tulka trafiła do mnie. Imię też nie jest całkiem przypadkowe – Tuli znaczy „głucha” w języku indonezyjskim 🙂
O początkach wspólnego szkolenia
Zanim pojechałam po Tuli, zaczytywałam się w informacjach o szkoleniu głuchego psa. Fajnie, że jest ten blog, ponieważ większości o życiu z niesłyszącym psem dowiedziałam się z anglojęzycznych stron, po polsku jest niewiele rzetelnych stron. Cały czas jesteśmy w trakcie szkolenia, ćwiczymy same, miałyśmy jedno spotkanie z behawiorystką/trenerką. Przy adopcji dowiedziałam się, że suczka nie była nigdy szkolona, nie zna żadnych komend. Dodatkowo, wcześniej mieszkała na podwórku, miała mały kontakt z człowiekiem. Trochę obawiałam się, że sama nauczyła się pewnych reakcji na jakieś ruchy ludzkie, o których ja nic nie wiem i że będzie ciężko wprowadzić nowe. Wyszło na to, że nie jest tak źle. Na początek, uczyłyśmy się mieszkania w bloku – poszło szybciej niż się spodziewałam – suczka sikała przez 2-3 dni, klocki robila na dworze. Zdarzyły się jej jeszcze poźniej jakieś wypadki, ale z innych przyczyn niż nieumiejętność zachowania czystości w mieszkaniu.
Kiedy jesteśmy w domu, nauka idzie dobrze. Suczka nawiazuje kontakt wzrokowy, bardzo chętnie wykonuje migowe polecenia jak już załapie o co mi chodzi. Przy misce jest grzeczniutka, mogę włożyć jej rękę do pyska w trakcie karmienia, w ogóle nie protestuje. Niestety, z kotem się nie dogadała, tak jak chciałam. Przez pierwsze kilka dni faktycznie nie zwracała uwagi na kotkę, ale jak kicia zaczęła wychodzić, reakcje Tul przekształciły się w nadmierną ekscytację.. Kicia wcześniej żyła w pelnej zgodzie z Axą, miałam nadzieję, że z Tul też bedzie ok. Nadal, kiedy zostają same, są w osobnych pokojach. Sunia już wie, że kota nie można za bardzo denerwować, bo można boleśnie oberwać, ale przez trudne początki, kotka nie ufa psu. Robią postępy, ale na pełną zgodę musimy jeszcze poczekać.
Najtrudniejszym wyzwaniem są spacery. Poczatkowo, kiedy Tul widziała człowieka, szczególnie dzieci i ludzi z wózeczkami na zakupy lub inne psy, dostawała jakiegoś amoku, całkowicie mnie ignorowała, szarpala się, wyła, żeby tylko się dostać do „celu”. Zdarzały się sytuacje, kiedy musiałam jej założyć kaganiec, bo tak zawzięcie gryzła smycz, że obawiałam się, że przegryzie. Dlatego właśnie poprosiłyśmy o konsultacje profesjonalistkę. Trenerka podpowiedziała i pokazała mi co robić (właśnie sobie uświadomiłam, że muszę się odezwać na ocenę naszych postepów), więc ćwiczymy – codziennie, na każdym spacerze. Sunia zrobiła postepy, moim zdaniem całkiem spore- nie wpada w amok, nawiązuje kontakt wzrokowy, nie szarpie się jak szalona, przestała wyć. Nadal poszarpuje przy niektórych psach, szczególnie większych i tych rozwydrzonych, wyprowadzanych bez smyczy, mimo że się nie słuchają. Mam nadzieję, że dojdziemy do momentu, w którym suczka przejdzie obok drugiego psa patrząc na mnie, zamiast na niego 🙂 Uważam, że największym moim dotychczasowym sukcesem w szkoleniu jest nauczenie suni zabawy i przytulania. Tul nie wiedzieła do czego służy sznureczek czy piłeczka, a kiedy chciałam ja przytulić, denerwowała się i wyrywała. Całe szczęście, szybko odkryła, że to nic strasznego 🙂

Czy wiadomo jak straciła słuch?
Podobno Tuli urodziła się głucha ale badań nie robiłyśmy.
Jak ludzie reagują na informację,że jest głucha?
Są zdziwieni. Nie domyślają się, że sunia jest głucha. Najczęściej reakcje są pozytywne, sunia zrobiła furorę na osiedlu, szczególnie wśród ludzi starszych i dzieci, co mnie na początku bardzo dziwiło, ponieważ Axa uważana była za „groźną”, mimo, że była bardzo dobrze „wychowna”.
Ogólne wrażenia z posiadania głuchego psa?
Zanim Tuli dołączyła do mojego stadka, po przeczytaniu różnych stron na temat życia z głucholcem, spodziewałam się większych trudności. W rzeczywistości, życie z psem niesłyszącym nie różni się aż tak bardzo od posiadania słyszących zwierzaków. Wiadomo, że są różnice, jak to, że pies nie czeka pod drzwiami kiedy wracam z pracy, chyba, że akurat nie śpi i łazi po mieszkaniu. Pokazywanie psu, że się wychodzi z pokoju czy też dotykowe zwrócenie uwagi, aby pokazać komendę do wykonania ale nie jest to jakoś szczególnie uciążliwe. Axa, mimo, że była słysząca, również znała bezgłosowe komendy. Dla mnie osobiście, najbardziej odczuwalną różnicą jest fakt, że nie puszczam suni na spacerach. Na krótsze chodzimy na dwumetrówce, na bieganie – na dziesięciometrowej lince.
Dziękuję Karolinie,że zechciała dla nas napisać o sobie i Tuli 🙂 Jak widzicie każdy głucholec jest inny ale łączy je poświęcenie i oddanie Pańciostwa 🙂